wtorek, 2 września 2008

bez cenzury'

w sobotę wstaję późno, internet, przychodzą znajomi brata, internet, chcą, żebym do nich dołączył, dołączam’ koncerty heavy metal, krzyki, seks i przemoc’ o tak, to lubię.. wracam do komputera’
wieczorem spotkanie rotary’ witają nas meksykańcy, którzy byli na wymianie’ pia biega i mówi, że jeden mex jest krypto, łał’ rotary nie biega i mówi, że będziemy mieli lekcje hiszpańskiego w klubie codziennie o piątej p.m.’
jedzenie, śmiech, zdjęcia, zdjęcia, fotki’ umawiam się z adrianą na następny dzień w centrum’
ojciec mówił, że porozmawiamy z councelorem o przeniesieniu mnie na uniwersytet, nie porozmawialiśmy’
przed snem z bratem i ojcem rozmawiam o demokracji’


niedzielne popołudnie’ santa clara, kawa, brownie, internet, czekam na adrianę, zaczynam się zastanawiać, czy przyjdzie, nie mam jak się z nią skontaktować’


siadam na zewnątrz, czekam’ idą, ona i kla’ zamawiają jakieś lody, zaczynam wylewanie frustracji’ słucha, trochę się załamuje, trochę przyznaje mi rację’ mówi, żebym dał tulancingo szansę, że to dopiero tydzień’ potwierdza to, do czego doszedłem sam’
trzymają mnie tu w cipkę wymieńcy, większa możliwość poznania tradycji, niż w mieście’ ale cztery miesiące na wsi to wystarczająco dużo’
mówię o szkole, przenoszeniu się na uniwersytet, może zapytać na swoim’
spacer, jakaś opuszczona fabryka’ opowiadam o robieniu zdjęć w opuszczonych fabrykach, o warszawie, warszawskiej sztuce, o tym, dlaczego ludzie dostrzegają jakieś piękno w brzydocie, jak ją wykorzystują’
z centrum zabiera nas mama adriany, w moim domu nikogo nie ma, zostawiamy wiadomość pod drzwiami, jedziemy do ich domu, do acatlan’
przygotowywanie obiadu’ robię w moździerzu salsę z chile, awokado, zielonych pomidorów, cebuli, czosnku i ‘sekretnego składnika’ dorzuconego przez adriana, brata adriany’ adrian za tydzień jedzie na wymianę do niemiec’
jemy, idziemy od sklepu po czekoladę’


dziewczynki na różowym rowerze’
wracamy, robimy gazetkę ścienną o meksyku, bo mama adriany prowadzi przedszkole’ septiembre – mes de la patria’ sombrero, flaga, jestem zawsze mile widziany, mamę adriany mogę traktować, jak własną’


wszyscy odwożą mnie do domu’ adrian dostaje opaskę ‘polska’’


w szkole, jak zwykle’ pierwszy raz wracam sam’ w centrum zrozpaczona koleżanka z klasy ‘kacper! kacper, please, give me.. cuatro cincuenta!’, zaczynam się śmiać, daję 4,5, idę do busa’ nie wiem, jak poprosić o przystanek, mam nadzieję, że ktoś będzie wysiadał blisko mojego domu’ wysiada, wysiadam z nim’
hiszpański, przydzielanie do grup, kto umie cokolwiek, kto nie umie nic’ mówię arturo, że prawie nie znam hiszpańskiego, ale szybko się uczę, chcę być w grupie zaawansowanej’ jestem’
wracam z bratem, oglądam tulancingo'



znam cesarie evorę, ojciec nie może wyjść z podziwu, tu niewiele osób ją zna’ skoro słucham muzyki innej, niż wszyscy, muszę być inteligentny, jak on’ nie widzę związku’

(wieczorne tacos)


we wtorek zamiast szkoły pachuca, urząd imigracyjny’ żeby zalegalizować mój pobyt w meksyku’ jedziemy autokarem, bo ojciec nie zna miasta, mógłby się zgubić, skompromitować, podważyć swój autorytet’

(temperatura w autobusie)

z dworca kawałek taksówką za ok. 3zł’
okazuje się, że nie muszę płacić pięćdziesięciu dolarów za wbicie adresu do FM3, ambasada mówiła, że muszę’ brakuje mi dokumentów typu pismo ze szkoły, kopia dowodu osobistego dyrektora szkoły, będziemy musieli przyjechać jeszcze raz’

(specjalnie dla kurek)

centrum pachuci, zegar, uniwersytet hidalgo’ miasto założone przez anglików’ jemy lody, jemy typowy dla pachuci fast food – pastes’ patrzę na miasto, na ludzi, myślę o przeniesieniu się z tulancingo’
wracamy, tata czyta gazetę’ szok’ w meksykańskiej prasie nie ma żadnej cenzury’ przestępcy bez czarnych prostokątów na twarzach, zdjęcia z wypadków pełne krwi, oderwanych kończyn i wypływających mózgów’

5 komentarzy:

Better Aura pisze...

Bardzo podoba mi się Twoja relacja z Meksyku :D Zazdroszczę nawet trochę tego rocznego tam pobytu :)
Tak właśnie najbardziej mnie interesuje jak sobie radzisz z językiem i na ile starcza tam angielski. Rozumiem, że pojechałeś nie znając zupełnie hiszpańskiego - podziwiam :)
Będę zaglądać oczekując nowych postów, pozdrawiam,
Olivia.
filledwithsunshine.blogspot.com

P.S. z tego zachwytu skomentowałam pod poprzednim postem, ale teraz jest już ok ;)

Anews pisze...

pisz pisz

Anonimowy pisze...

och och specjalnie dla mnie!


kocham i doceniam :*

Mra pisze...

no, facet, żyjesz?

Lauer pisze...

ale tęsknię, dzieciaku. ;)

i zazdroszczę tego oderwania się od warszawskiego syfu.

:*