wtorek, 16 września 2008

grito'

w niedzielę rano jadę z mex ojcem do centrum odebrać zdjęcia’ słyszę od kobiety w punkcie foto, że użyłem film dwa razy, tłumaczę, że nie, ona ‘ale te zdjęcia są brzydkie’
idziemy do ogrodu, pada deszcz, jest ciepło’ pod namiotem jakiś event, znajomy ojca gra na gitarze i śpiewa’


zostaję przedstawiony prezydentowi tulancingo’
wracamy do domu, internet, później idę na pizzę z rodziną, deser w innym miejscu, kelnerki widząc mnie, nie wiedzą, co zrobić’ biały! spotykam się z pią, w centrum disco, chłopcy tańczą z chłopcami, nikt się nie dziwi, tańczymy z nimi’



poniedziałek zaczynam leniwie, komputer, deszcz za oknem’ dzień niepodległości, więc szkoły nie mamy’ dzwoni Adriana, jadą do meksyku na Grito, główne Grito na głównym placu w meksyku – Zócalo’ zapraszają mnie’ w końcu coś się dzieje!
miałem iść wieczorem na imprezę rodzinną, pytam mex mamę, czy mogę jechać’ sama nie może podjąć decyzji, próbujemy porozumieć się z ojcem’ w końcu odbiera, mogę jechać, ale nie podoba mu się, że wszystko tak nagle, że nie ma czasu na przemyślenie decyzji’ pakuję się, przyjeżdżają po mnie’ oczywiście muszę na siebie bardzo uważać’
w samochodzie rodzina adriany z kla, przy wyjeździe z tulancingo dosiada się do nas angel, brat adriany przenosi się do bagażnika’


dojeżdżamy do meksyku, do domu babci adriany, witamy się z rodziną, wychodzimy, torbę muszę zostawić, bo niebezpiecznie’ jedziemy na Zócalo metrem’



czym jest Grito.. oddawaniem hołdu ojczyźnie, bohaterom narodowym’ pierwsze Grito miało miejsce podczas sekretnego zgromadzenia spiskowców (w 1810 bodajże), któremu przewodził ksiądz Hidalgo’ siedzieli sobie i spiskowali, gdy nagle do sali wbiegła bohaterka narodowa, której imienia nie pamiętam i krzyczy, że spisek został wykryty’ postanawiają wszcząć powstanie’ wstaje cura Hidalgo, krzyczy formułkę Grito (es. gritar – krzyczeć), która kończy się słowami ‘VIVA MEXICO!’’ i to ‘viva mexico’ powtarza trzy razy’
w wersji dzisiejszej wykrzykuje się dużo rzeczy, ale ostatnie pozostają w zgodzie z tradycją’ są viva nazwiska bohaterów narodowych i trzy razy viva mexico’
ciekawe jest, że noc z piętnastego na szesnastego września jest jedyną w roku nocą, kiedy policja jest bardzo wyrozumiała, można robić, co się chce – noche libre.

po czterdziestu minutach wychodzimy z metra, przechodzimy przed Bellas Artes – galerią sztuk pięknych’ wszędzie tłumy, ludzie sprzedający gadżety w kolorach flagi meksyku, same flagi, jedzenie, parasole, bo leje deszcz, i pianę w sprayu’ wszyscy mają espumę i wszyscy się nią opryskują’ nam się to nie podoba, więc przemykamy szybko bokami ulic, cudem udaje nam się dojść w czystych ubraniach do kontroli bezpieczeństwa’ bramki, wykrywacze metalu, obmacywanie’ osobna kolejka dla mężczyzn, osobna dla kobiet’ marta, mama adriany mówi mnie i kla, żebyśmy się nie odłączali, żebyśmy przeszli z nimi’ jakby się czepiali, udawać, że nie rozumiemy’ ochroniarz każe mi przejść do kolejki męskiej, robię minę, zaczynam mówić po polsku, przepuszcza mnie’
wchodzimy na Zócalo’ budynki otaczające plac są ozdobione światłami formującymi twarze bohaterów narodowych, symbole meksyku, katedra podświetlona’


trwa drugie Grito, na pierwsze, o 8pm, nie zdążyliśmy’ przepychamy się, żeby widzieć cokolwiek z telebimów, na przedostanie się pod scenę nie ma szans’


przemawia jakiś facet, adriana wyjaśnia mi, że on uważa się za właściwego prezydenta, ale nim nie jest’ przegrał wybory, twierdzi, że wyniki zostały sfałszowane’ Zócalo jest przestrzenią publiczną, on ma dużo zwolenników, więc przemawia, ma do tego prawo’ przypominam sobie, że czytałem na blogu ex-wymieńca, że jeden prezydent bił się z drugim w sejmie’ od dwóch lat sytuacja się nie zmienia’
jak krzyczy.. że oszukano naród, cóż mogą zrobić, że obiecuje wszystkim wstęp na uniwersytety, niższe ceny benzyny (bo benzyna w cenie wody jest za droga)’ ponadto będzie bronił demokracji (przegrawszy demokratyczne wybory i negując ich wynik)’ ‘na szczura!’ wrzeszczy ‘zniszczyć szczura!’, bo nie może wprost atakować prezydenta’
atmosfera wojenna, okrzyki bojowe, ludzie gotowi do bicia się, nie czuję się bezpiecznie’ wycofujemy się powoli’ krzyczymy ze wszystkimi ‘VIVA MEXICO!’, tłum się rozchodzi’
podchodzi do mnie dziewczyna z kamerą, przygotowuje projekt do szkoły, czy mogę podzielić się z nią wrażeniami z Grito’ później robi wywiad z angel, ja patrzę na meksykańskie zielone światło’


nadchodzi nowa fala tłumu, żeby zobaczyć trzecie, główne Grito’ poprowadzi je prawdziwy prezydent’ jakaś grupa gra cumbię, którą zawsze wszyscy tu tańczą, zaczynają tańczyć i teraz’


przechodzimy na środek Zócalo, wszędzie kałuże, zastanawiamy się, czy zostajemy’ wracamy, jest zimno’ mijamy ekipę telewizji narodowej, dziennikarka przeprowadza z nami wywiad’


zmierzamy w stronę bramek’


kupujemy kawę, żeby się rozgrzać’ mama adriany stwierdza, że ciocie i kuzynki wracają do domu, my na Zócalo’
trzecie Grito’ wychodzi prezydent, aplauz, wygłasza tradycyjną formułkę, wszyscy krzyczą ‘VIVA!’, fajerwerki, muzyka, światła, ładnie’


cichną fajerwerki, ludzie wciąż krzyczą, śpiewają, fiesta’


przechodzimy obok ekipy telewizji, tłum otoczył kamerę, opryskują pianą prezenterkę, spływa jej makijaż, pobresita..
idziemy w stronę metra, wszyscy pryskają się pianą, uciekamy, dopadają nas na przejściu dla pieszych’
metro Bellas Artes jest już zamknięte, mamy pięć minut, żeby przejść na stację Hidalgo’


biegniemy przez park, wchodzimy na pełną ludzi stację, czekamy, czekamy, przyjeżdża ostatni pociąg, spóźniony dwadzieścia minut’ jesteśmy zmarznięci, mokrzy i zmęczeni’
adriana mówi, że to wydarzenie historyczne, że nigdy nie było trzech Grito jednego dnia’


położyliśmy się późno, wstajemy późno’ nikt nie wie, co chcemy dzisiaj robić, więc pojedziemy zwiedzać dwie piramidy w DF’ rozmawiamy z dziadkiem adriany, który jest biegaczem, startował w olimpiadzie, mimo starości wciąż biega’ robi nam zdjęcia, jedziemy’
piramidy z XI wieku’ myślałem, że są starsze..


robi na mnie wrażenie ołtarz ofiarny, zwykły kamień’ staję tak, jak stawał kapłan, przypominam sobie fragment z madame sinobrodej, w którym renata pisze o setkach ofiar na raz’


pytam adrianę, co robiono z ciałami, czy były jakoś wyjątkowo traktowane’ mówi, że w niektórych świątyniach zrzucali je po piramidzie, żeby była czerwona, potem normalnie chowali’

(aztecka wersja ‘orzeł vs. rekin’)


jedziemy dalej, zatrzymujemy się, żeby coś zjeść, w knajpie film o hitlerze’ tu na każdym kroku hitler’

czuję się chory, nadchodzi kolejny spadek nastroju’

sobota, 13 września 2008

oh yelle'

leniwa sobota, ogarniam się późnym popołudniem'

orgazm! yelle będzie grać w d.f.!

wieczorem oddaję film do wywołania, 40 pesos'

piątek, 12 września 2008

lokalnie'

we wtorek piszę egzamin z matematyki, funkcje, pochodna pierwsza, druga’ nauczyciel tłumaczył tak, że zrozumiałem nawet po hiszpańsku’
skype, trochę tragedii z polski’
wieczorem hiszpański, el café, wracam z pią’


środa’ dostaję dziesięć punktów z pisanego poprzedniego dnia egzaminu (tutaj obowiązuje skala ocen od zera do dziesięciu)’

(el santo, urodzony w tulancingo)

(codzienna droga ze szkoły do centrum)


centrum z gaëlle i mexami, hiszpański i sklepy’ jestem pod wrażeniem ubrań, jakie można kupić w meksyku, w europie trudniej’ fluo, electro’ ceny też mi się podobają’


z pią i nahumem szukamy tradycyjnego mex stroju dla niej’ wszyscy musimy mieć stroje na piątek, do szkoły i na imprezę rotary’


na lekcji arte dowiaduję się, że rzym budowali etruscy geje’
po szkole znów sklepy z pią, właściwie jeden sklep, który wydaje nam się sensowny’ zachwyt meksykańską modą, kupię kiedy indziej, terminal nie działa’

(pia z zakupami)

po hiszpańskim zostaję z pią sam, pierwsze szczere pytania, wykład o teorii queer, rozumiemy się’


w piątek idę do szkoły ubrany w mocno zaimprowizowany meksykański strój, jedynym tradycyjnym elementem jest moño – kokarda w kolorach meksyku zawiązana pod szyją’
mamy lekcje, ale wszyscy się przebierają, robią zdjęcia, nauczyciele się nie przejmują’
dyrektor zwołuje wszystkich na boisko’ konkurs na najlepiej ubraną klasę’ w mojej tylko ja się przebrałem’

(w dole nauczyciel lógica)


podobają mi się trzy’ jedna pokazała zmiany stroju meksykańskiego na przestrzeni czasu’ druga – chłopcy w strojach dziewcząt, dziewczęta w strojach chłopców, sztuczne biusty, przyklejone wąsy’ trzecią reprezentowali chłopcy w vestidos na koniach’ konie na szkolnym dziedzińcu, to mnie zaskoczyło’


nie mówimy nic rodzinom i jedziemy na imprezę mojej klasy’ najważniejsze jedzenie, gaëlle mówi, że nie pije, bo nie chce, żeby ją wyrzucili z wymiany, później pije całkiem dużo, przyjeżdża angel, wszyscy skaczemy na trampolinie’ miłość francusko-tajwańska, mexy robią zdjęcia’
wracam z hanną do centrum, strasznie gorąco’ wracam do domu, idę spać, budzę się wieczorem’
dzień niepodległości w wykonaniu rotarian’ scenka historyczna, rozpadające się rekwizyty, śpiewy, tańce tradycyjne, jedzenie, zdjęcia, moja councelorka solo’



-----

więcej tulancingo:

(fryzjer 'paryż', kwiaciarnia 'londyn'..)

(sklep monopolowy 'warszawa')

(obuwie 'kacper')

(w bocznej uliczce targu)

(w burger king' u nas jest musztarda i keczap,
tutaj chilli jalapeñ
o i keczap)

(widok z dachu mojego domu)

(widok z tego samego dachu)

poniedziałek, 8 września 2008

pelos'

w sobotę rano spotkanie w klubie, dostajemy pieniądze, płacimy za kurs hiszpańskiego’ centrum z robertem i hanną, kupujemy telefon dla mnie i inhalator dla hanny, dusi się, dusi’
mój mex numer: 775 100 01 13’
spotkanie z grupą rotex, jedzenie, muzyka’


wymieniamy się z adrianem wizytówkami, jutro wylatuje do niemiec’
jadę z rodziną na przyjęcie po chrzcinach’ wszystko na różowo’

(barbie tort)


piję tequilę z dziesięcioma wujkami, tańczę cumbię’ nie jest tańcem meksykańskim, jest tańcem kolumbijskim, ale jest tu wszechobecna’

(moi rodzice tańczący cumbię)

później supermarket MEGA’ na parkingu spotykamy davida, chairmana mojego dystryktu, uciekam z mamą, żeby nie zauważył, że piłem’
wieczorem rozmawiam z mex mamą i cieszę się, że odpocznę przez ten rok’

niedziela’ rodzinny obiad w domu mamy mojego mex ojca, mojej babci’

(mex babcia, mex tata)

poją mnie piwem z solą, chilli i limonką, tak się tutaj pije’ dziwią się, że my piwo łączymy z syropem’ tańczę, tym razem uapango z ciotką’
chcą, żebym zjadł chicharron – prażone, owłosione ucho świni’ ble’
przypominam sobie, że ‘sekretny składnik’ sprzed tygodnia wyglądał podobnie, tylko nie miał włosów’ ble’

(reklama lodów mojego ojca - tino)


w poniedziałek jadę z ojcem do pachuci’ w urzędzie imigracyjnym spotykamy palestyńczyka, z którym trochę rozmawiamy, i polaka, którego poznaję wyłącznie po paszporcie’ w dresie, wygląda jak amerykanin, mówi po angielsku, znajoma meksykanka tłumaczy na hiszpański’ słyszę, że studiuje w usa, magisterkę chce robić w meksyku’ wychodzi, mówię ‘dowidzenia’, odwraca się, dziwi, odpowiada ‘dowidzenia’, koniec kontaktu z rodakiem’
dostaję wpis do FM3, wracamy do tulancingo’

(przed dworcem w pachuce)

w autobusie rozmawiam z ojcem o literaturze, uwielbia borgesa’
trochę skype’ eric dziwi się, że mówię po hiszpańsku, skoro on nie umie powiedzieć prawie nic po polsku’
brat odwozi mnie na hiszpański, pyta, czy my, rasa biała, jesteśmy bardziej owłosieni, niż latynosi, zaczynam się śmiać’
po lekcji el café, wracam z pią, mieszka dwie ulice ode mnie’

piątek, 5 września 2008

¿como te llamas?

na angielskim mamy napisać list na dwie strony, streścić w nim swoje życie’ chyba chce zobaczyć, czy w naszych krajach żyje nam się gorzej’ piszę same fakty’ kobieta utonie w kompleksach’


centrum’ podchodzi dziewczę i pyta, jak się nazywam’ już po raz trzeci chyba’ ego rośnie’

po hiszpańskim gay friendly el café, menu jak w między’


excuuse meeyy..

czwartek, 4 września 2008

emo włosy'

do szkoły zakładam bluzę od szkolnego dresu i rurki’ granatowe, jak szkolny dres, rodzina mówi, że wygląda bardzo dobrze, że nie będę musiał kupować spodni od dresu’


ochroniarz mówi, że no nie wiadomo, czy mogę wejść, bo to nie jest uniform’ wchodzę, wnoszę do jorge trochę siebie, słyszę emo emo’ mam dwie godziny receso, na jednej moja klasa pisze egzamin z chemii, ja nie’ podchodzą do mnie dwie dziewczyny z młodszej grupy, pytają, jak się nazywam, skąd jestem i czy mogą zrobić sobie ze mną zdjęcie’ wybucham śmiechem, nie wiedzą dlaczego’ wyjaśniam, odpowiadają, że chcą mieć zdjęcie z chłopcem z polski’ jasne.. i dlatego skradały się do mnie przez cały dziedziniec’
po lekcjach santa clara z hanną, słuchamy jej muzyki, rozmawiamy, okazuje się, że mamy urodziny tego samego dnia’ patrzę na przechodzących ludzi, ona wpatruje się we mnie’



czwartek’ przy szkolnej bramie nauczycielka chemii, która wygląda, jak kura, coś do mnie mówi’ pytam koleżankę, o co jej chodziło’ mam za długie włosy, musze je ściąć’ krzyczę no fucking way, nikt nie rozumie’ klaudia specjalnie obcięła mnie krócej, niż zwykle’ nie zetnę włosów, nie ma mowy’ kolczyk mogę wyjąć, włożyć, nie ma problemu’ włosów nie zetnę’ chodzenie do tej szkoły nie jest tego warte’ wmówię im, że w polsce jest taki zwyczaj, że jak kończy się osiemnaście lat, nie obcina się włosów przez rok’ coś wymyślę, oni i tak nie sprawdzą’
socjologia, temat psychologia społeczna, dyskusja o emo’ wszyscy emo to masochiści, mówi nauczycielka, omawia tezę na konkretnym chłopcu z tulancingo’ co za prowincja.. co do masochizmu, muszę napisać do renaty’
po szkole santa clara z leą i hanną, przychodzi krypto, który był na wymianie w niemczech, mówi coś po niemiecku, lea nic nie rozumie’ dziewczyny rozmawiają o mexie, z którym lea spotyka się, bo chłopiec ma kolczyk w języku’
wracam do domu busem, jakiś mex zaczyna rozmawiać ze mną po angielsku, pyta, czy nie mam ochoty na dziewczynki’
hiszpański, grupa zaawansowana, nie wszystko rozumiem, nie tylko ja’ kla powtarza ‘am i bovvered?’’
mówię mex rodzinie o szkole i włosach, mówią no te preocupes, szkoła nie może mi nic zrobić’ jedziemy do centrum kupić spodnie od dresu’

(sklep z mundurkami)

wtorek, 2 września 2008

bez cenzury'

w sobotę wstaję późno, internet, przychodzą znajomi brata, internet, chcą, żebym do nich dołączył, dołączam’ koncerty heavy metal, krzyki, seks i przemoc’ o tak, to lubię.. wracam do komputera’
wieczorem spotkanie rotary’ witają nas meksykańcy, którzy byli na wymianie’ pia biega i mówi, że jeden mex jest krypto, łał’ rotary nie biega i mówi, że będziemy mieli lekcje hiszpańskiego w klubie codziennie o piątej p.m.’
jedzenie, śmiech, zdjęcia, zdjęcia, fotki’ umawiam się z adrianą na następny dzień w centrum’
ojciec mówił, że porozmawiamy z councelorem o przeniesieniu mnie na uniwersytet, nie porozmawialiśmy’
przed snem z bratem i ojcem rozmawiam o demokracji’


niedzielne popołudnie’ santa clara, kawa, brownie, internet, czekam na adrianę, zaczynam się zastanawiać, czy przyjdzie, nie mam jak się z nią skontaktować’


siadam na zewnątrz, czekam’ idą, ona i kla’ zamawiają jakieś lody, zaczynam wylewanie frustracji’ słucha, trochę się załamuje, trochę przyznaje mi rację’ mówi, żebym dał tulancingo szansę, że to dopiero tydzień’ potwierdza to, do czego doszedłem sam’
trzymają mnie tu w cipkę wymieńcy, większa możliwość poznania tradycji, niż w mieście’ ale cztery miesiące na wsi to wystarczająco dużo’
mówię o szkole, przenoszeniu się na uniwersytet, może zapytać na swoim’
spacer, jakaś opuszczona fabryka’ opowiadam o robieniu zdjęć w opuszczonych fabrykach, o warszawie, warszawskiej sztuce, o tym, dlaczego ludzie dostrzegają jakieś piękno w brzydocie, jak ją wykorzystują’
z centrum zabiera nas mama adriany, w moim domu nikogo nie ma, zostawiamy wiadomość pod drzwiami, jedziemy do ich domu, do acatlan’
przygotowywanie obiadu’ robię w moździerzu salsę z chile, awokado, zielonych pomidorów, cebuli, czosnku i ‘sekretnego składnika’ dorzuconego przez adriana, brata adriany’ adrian za tydzień jedzie na wymianę do niemiec’
jemy, idziemy od sklepu po czekoladę’


dziewczynki na różowym rowerze’
wracamy, robimy gazetkę ścienną o meksyku, bo mama adriany prowadzi przedszkole’ septiembre – mes de la patria’ sombrero, flaga, jestem zawsze mile widziany, mamę adriany mogę traktować, jak własną’


wszyscy odwożą mnie do domu’ adrian dostaje opaskę ‘polska’’


w szkole, jak zwykle’ pierwszy raz wracam sam’ w centrum zrozpaczona koleżanka z klasy ‘kacper! kacper, please, give me.. cuatro cincuenta!’, zaczynam się śmiać, daję 4,5, idę do busa’ nie wiem, jak poprosić o przystanek, mam nadzieję, że ktoś będzie wysiadał blisko mojego domu’ wysiada, wysiadam z nim’
hiszpański, przydzielanie do grup, kto umie cokolwiek, kto nie umie nic’ mówię arturo, że prawie nie znam hiszpańskiego, ale szybko się uczę, chcę być w grupie zaawansowanej’ jestem’
wracam z bratem, oglądam tulancingo'



znam cesarie evorę, ojciec nie może wyjść z podziwu, tu niewiele osób ją zna’ skoro słucham muzyki innej, niż wszyscy, muszę być inteligentny, jak on’ nie widzę związku’

(wieczorne tacos)


we wtorek zamiast szkoły pachuca, urząd imigracyjny’ żeby zalegalizować mój pobyt w meksyku’ jedziemy autokarem, bo ojciec nie zna miasta, mógłby się zgubić, skompromitować, podważyć swój autorytet’

(temperatura w autobusie)

z dworca kawałek taksówką za ok. 3zł’
okazuje się, że nie muszę płacić pięćdziesięciu dolarów za wbicie adresu do FM3, ambasada mówiła, że muszę’ brakuje mi dokumentów typu pismo ze szkoły, kopia dowodu osobistego dyrektora szkoły, będziemy musieli przyjechać jeszcze raz’

(specjalnie dla kurek)

centrum pachuci, zegar, uniwersytet hidalgo’ miasto założone przez anglików’ jemy lody, jemy typowy dla pachuci fast food – pastes’ patrzę na miasto, na ludzi, myślę o przeniesieniu się z tulancingo’
wracamy, tata czyta gazetę’ szok’ w meksykańskiej prasie nie ma żadnej cenzury’ przestępcy bez czarnych prostokątów na twarzach, zdjęcia z wypadków pełne krwi, oderwanych kończyn i wypływających mózgów’